Nie dałem temu filmowi wysokiej oceny, ale w tym miejscu chciałem dać wyraz swojej irytacji wobec jakże licznych opinii "książka była lepsza!"
Otóż ten portal poświęcony jest filmom. Jeśli znajdziecie gdzieś portal poświęcony ekranizacjom i porównywaniu ich z pierwowzorami, to możecie tam dawać upust swojemu niezadowoleniu. Tu ocenia się filmy, a nie ich zgodność ze swoimi wyobrażeniami dotyczącymi przeczytanej lektury. Tak! Właśnie z wyobrażeniami! Czytając książkę nadajemy jej w wyobraźni obraz, uplastyczniamy każdą scenę, nadajemy rysy bohaterom i malujemy pejzaże. I nagle zdziwienie, że twórcy filmu wyobrazili to sobie inaczej... To jest cholernie przykre oczekiwanie, że czyjaś wyobraźnia pracuje dokładnie tak samo, jak nasza.
Zgadzam się w 10%, najgorsze jest to że przez takie ocenianie filmy, które są naprawdę dobre tracą na ocenie bo... książka była lepsza.
Są książki dobrze przeniesione na ekran i źle przeniesione na ekran. I prawie żaden czytelnik nie daruje sobie porównania książki z filmem, tak już jest i koniec. Gdyby filmowcy patrzyli na pisany pierwowzór, jako coś co trzeba oddać w jak największej całości na ekranie, a nie jako tytuł, który zareklamuje film, to nie byłoby tylu obrażonych fanów powieści(nie mówię o tym konkretnym, o filmie dopiero czytam, a książki nie czytałam). Opinia o książce automatycznie przenosi się na film i nie można tego tak po prostu oddzielić. Argument, że na tym forum ocenia się filmy a nie książki, jest irracjonalny. Bo nie mówienie o książce, na której podstawie powstał film, to wycięcie połowy kontekstu. To tak jak z filmami historycznymi, które ocenia się też pod względem prawdy historycznej.
Pamiętać jednakże trzeba, że 99% książek po prostu nie da się kubek w kubek przenieść na ekran, bo by szajs totalny powstał. Fanatykom pewnych książek zdarza się o tym często zapominać... Dobra ekranizacja jest wtedy, gdy oddaje ducha historii w książce opisanej, jej bohaterów, miejsca akcji itd., nie ma i nigdy nie było zasady, że im ekranizacja fabularnie książce bliższa, tym lepsza. Rzekłem ;)
Ekranizacje jak i adaptacje nie mają prawa być takie jak pierwowzór. Jest to spowodowane tym, że nawet książka o mniejszej objętości może zawrzeć mnóstwo wątków i postaci, których to przeniesienie na ekran zajmie dużo czasu ekranowego, ba, pochłonie więcej pieniędzy.
Co więcej, postrzeganie ekranizacji/adaptacji jako maszynkę do pieniędzy dla filmowców jak i szansę na zmianę formy konkretnego utworu jest moim zdaniem nie tylko aktem niedojrzałości, ale także niezrozumienia idei robienia i oglądania filmów.
Jeżeli ktoś czyta książki to niech czyta i delektuje się tą formą sztuki, ale na bogów, nie oczekuje, że ktoś przekalkuje te wszystkie literki w obrazie! Bo ja nawet nie wiem po co filmowcy mieliby kręcić kopie słowa pisanego.
Jeżeli drodzy zapaleńcy chcecie dać wypocząć swojej wyobraźni i mieć gotowe wizualizacje to zacznijcie czytać komiksy. Skomponujcie też swoje soundtracki i voila!
Bo filmy kręci się, żeby coś przekazać, a ekranizacje/adaptacje to tylko podpórka do ukazania czy podkreślenia pewnego aspektu.
Poza tym, w książce da się upchnąć wszystko, a kino to sztuka cięć, przeskoków czasowych i opisów obrazem, nie wymagajcie, że będzie czymś innym.
Książki, w których jest upchnięte wszystko są niezdatne do czytania(np. "Pan Tadeusz", choć może się ktoś nie zgadzać).
Filmy, w których jest za mało są słabe, a jak za dużo to jeszcze słabsze.
Dlatego najlepiej znaleźć złoty środek i się go trzymać. A gdy chodzi o ekranizację, to byłoby dobrze, gdyby twórcy filmu brali z książki coś więcej niż jedynie jej tytuł. Dziękuję, dobranoc
Książkę można czytać 30 h czy 50 h. Film trwa 2 i trochę i im bardziej mu do 3 h to robi się nudny. Jakim cudem chcesz oddać wszystko z książki w filmie. Nie da się. Nie wiem jaki jest przelicznik książka film, ale taki Harry Potter 1-3 miał koło 300 stron i jakoś to grało, a kolejne części po prostu były biedne w porównaniu do książki.
Działa to też jednak w drugą stronę - filmy mają zawyżoną notę, bo widzowie "implantują" sobie pewne sceny, wątki czy opisy z książki, przez co film zdaje się być lepszy. Zdarza mi się pytać na FM, skąd się wzięła w filmie jakaś bzdura, nielogiczność jakaś - i uzyskuję odpowiedź mnie więcej taką: "To oczywiste! Wszystko jest wyjaśnione w książce w rozdziale takim i takim!".
Niestety, w filmie tego nie ma wyjaśnionego, przez co - moim zdaniem - film traci na rzetelności i wiarygodności. Czego osoby czytające książkę nie dostrzegają.
Nie czytałam książki ale wypowiem się w tej sprawie pod tym kątem, otóż z tego co wyczytałam z opinii użytkownika Jababcia, ponoć zmieniono fabułę i postacie, skoro tak- to nie chodzi tu o kosmetyczne zmiany, o to że (jak piszesz) twórcy filmu wyobrażali sobie to czy tamto inaczej, oni po prostu odjęli coś z pierwowzoru a dodali coś od siebie, to zmienia postać rzeczy...Jeśli tak się robi to należy zmienić tytuł filmu aby nie nawiązywał bezpośrednio do książki i może wspomnieć gdzieś w napisach że jest na podstawie ów książki, a tak to wygląda jakby ktoś skopiował czyjś pomysł, trochę sobie pozmieniał bo to czy tamto mu nie pasuje i na koniec bezczelnie zareklamował "okładką" docenionego pierwowzoru...
Mnie np. nie podobało się że w serialu Idiota z 2003 r. w porównaniu z książką Dostojewskiego pominięto przeszłość gł. bohatera która miała wpływ na to kim a raczej jakim był człowiekiem...a przecież to był serial więc czas na to był. Filmowcy po prostu czasem mają gdzieś pisarzy np. słyszałam, że Ian Fleming nie chciał się podpisać pod którymś filmem o Bondzie.
Nie masz kompletnie zielonego pojęcia na temat sztuki filmowej i tego jak działa adaptowanie dzieł literackich.
A jeżeli coś jest na podstawie czegoś, to zdrowy rozsądek podpowiada, że owe COŚ będzie miało możliwie jedynie MUŚNIĘCIE tamtego CZEGOŚ. Filmy to nie książki, a ty jako widz masz oglądać i próbować zrozumieć o co twórcom chodzi a nie biernie oczekiwać, że ci podadzą w kinie książkę interaktywną... Bo od oglądania przekalkowanych obrazków są komiksy.
"książkę interaktywną"? Nie o kalkę idzie, ale o nie spłaszczanie fabuły. Twórcy filmowi mają w zwyczaju np. z poważnych i sensownych książek wyciągać nitkę romansu, wyodrębniać ją jako historię główną i nadać filmowi tytuł nieszczęsnej książki, z której nic już nie pozostało poza imionami "nieszczęsnych kochanków"(idzie mi w tym wypadku o "Wichrowe wzgórza").
Zgadzam się z Tobą. Praktycznie pod każdą adaptacją są na filmwebie wrzaski "nie dorównuje książce!". To przeciez oczywiste że film nigdy nie dorówna książce, nie da się zmieścić w 2 godzinach wszystkich stron książki no i nie da się konkurować z bogatą wyobraźnią czytelnika.
A najgorsze teksty: "nie oglądajcie jeśli nie czytaliście książki", "kto nie czytał książki, niech nie ocenia filmu bo go nie rozumie". :)
Ekranizacje itp. to też filmy, więc to jest dobre miejsce na wyrażanie opinii o nich. Poza tym po to istnieją te terminy - ekranizacje, oparte na powieści - żeby można je było porównać z książką, a skoro one istnieją to nieodłącznym jest to, że się będzie je porównywać. Jeśli filmowcy decydują się podjąć temu aby zrobić ekranizację to wiedzą z czym się mierzą, wiedzą, że widzowie będą oceniać to także w ten sposób i widocznie to jest ich zadaniem zrobić coś równie dobrego jak książka, tym bardziej jest ono utrudnione jeśli książka została okrzyknięta hitem ówczesnego czasu, w którym weszła na rynek. Więc ja nie widzę problemu, w ocenianiu w ten sposób filmu o ile to nie jest jedyna kategoria w jakiej się go ocenia.
Słuchaj nie zemdlej jak ci to powiem, ale film jest lepszy, gdy jest dobry, niż gdy jest zły. A ten film byłby dobry, gdyby zrobili go według książki, bez dużych, zbędnych odstępstw.
Myślę, że gdyby dokładnie przenieśli na ekran "Asteriksa i Obeliksa: Misja Kleopatra" dałbyś mu 15 gwiazdek, czy tak? Bo raczej nie przenieśli go zbyt dokładnie...
Przepraszam, ale to trochę tak "Zróbmy tanim kosztem film, zaoszczędźmy na pomysłach i zabrońmy ludziom porównywać (czyli krytykować) go do pierwotnego dzieła". Wyobraźnia wyobraźnią, ale porównanie adaptacji do adoptowanego dzieła to jak najbardziej naturalny odruch.
Moim zdaniem nie jest tak, że ekranizacja jest zawsze gorsza od książki, ponieważ:
- może być na tym samym porywającym poziomie co książka; "Dziecko Rosemary", "Milczenie owiec", "Pianista"
- może być lepsza, ciekawsza niż książka; "Skrzypek na dachu", "Motyl i skafander"
- może być najnormalniej w świecie zdupcona; "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął".
Jak się coś ocenia to według własnego gustu, wrażliwości i WIEDZY.
Mam ukrywać, że przeczytałem książkę???
RAVVAR, chciałbym ci odpowiedzieć, ale zajęłoby to pół roku, bo po części się z tobą zgadzam, a po części jednak nie. Pozwól zatem, że poprzestanę na pozdrowieniach i podziękowaniu za kulturalną wypowiedź :-)
Jak tak można nie powiedzieć, że książka lepsza, skoro najciekawsze wątki z książki zostały wycięte?
Korea, Chiny, Indonezja, postać Amandy Einstein, postać Bossego (brata Benego) i jego znajomość z Gäddanem.
Dla mnie film to rozczarowanie.