lub np. "Zapomnianą melodię" śmieje się, jestem zadowolony że te filmy się zachowały, ale po
seansie ogarnia mnie niepohamowana nostalgia. Co się dzieje z polską telewizją? Same Szyce i
Adamczyki, jakieś wstrętne gogusie od których rzygać się chce, a o wspaniałych komikach i
artystach zapomina się. Ostatnio "Piętro..." leciało o 2:40!!! Moi rówieśnicy śmieją się ze mnie,
polecają mi filmy w stylu "American pie" i to właśnie wina telewizji! Prawdziwi artyści, po których
zostały tylko wspomnienia nielicznych i klisze.
To nie jest tak, że teraz wszystko jest gorsze. Gorzej wykształceni aktorzy? - fakt, ale to nie znaczy, że brak utalentowanej młodzieży; to tylko(?) polskie "filmówki" przeżywają kryzys związany z konfliktem pomiędzy prawami rynku aktorskiego a ambicjami artystycznymi. Gorsze filmy?; to bardziej skomplikowane : "za komuny" państwo łożyło na filmy artystyczne, czasem nawet mądrze, teraz decyduje komercja - a Polacy nie dorobili się jeszcze niezależności od hollywoodzkiej "mierzwy" (zresztą cały film europejski/artystyczny przeżywa kryzys). Gorsza widownia? - smutny fakt, znów wynikający nie z gorszej młodzieży (ja na nią nie narzekam - choć powinienem, tradycyjnie, z racji podeszłego wieku), ale z ogólnego kryzysu autorytetów, obniżenia ambicji życiowych związanego z trudnymi początkami kapitalizmu polskiego, - ale przede wszystkim z przerażającym kryzysem szkolnictwa (bardzo głębokim, nawet w porównaniu z takim kryzysem na całym świecie!).
Elity, też uszczuplone, zamykają się w "kryształowej wieży" (m.in. oglądają tylko najlepsze poranne lub późnonocne filmy na "ale kino +" czy "TCM") w ucieczce przed zalewem popkultury, która na razie panoszy się w naszym zgłodniałym rozrywki społeczeństwie.
Inna sprawa, że ogólnie w kulturze na świecie jest zastój - od co najmniej ćwierćwiecza nic nowego ani w muzyce, ani w plastyce, ani w teatrze czy filmie nie powstało.
Trudno powtórzyć rewelacje w sztuce, pojawiające się masowo w XX w., od jego początków do ~lat 70.
Mi tylko szkoda, że wojna przerwała te fajne niesamowicie pozytywne filmy. Po wojnie cóż nie każdy wrócił do filmu. Eugeniusz Bodo zginął na Syberii a Aleksander Żabczyński już nie wrócił do filmu grał tylko w teatrze :(
Słuchaj, teraz to nie chodzi o umiejętności aktorskie, bo to nie jest tak, że wojna i buch...pierwiastek aktorski znikł. Po prostu teraz jest inna maniera, inny styl, inne filmy się robi, a komercja czasami jest koniecznością, bo z czego taki aktor ma żyć? Z samego teatru? Grają często w badziewiach no, niestety, ale to nie znaczy, że nie potrafią. Teraz warto przyjrzeć się aktorowi w teatrze - krytykujesz Adamczyka...ale czy widziałeś go np.w ,,Kobieta namiętna'' Teatru Telewizji? Zauważyłam, że w sumie największą wadą współczesnego aktora jest,to że... jest współczesny. Podświadomie ujmuje mu się z połowę talentu myśląc ,,Mmm, no tak...ale to nie Bodo.To nie Smosarska.'' Przecież ich się nie powtórzy, Po co zresztą?Takie czasy i wszelkie porównania chyba do niczego nie zaprowadzą. Nie patrzmy na współczesne kino przez pryzmat ,,Kac Wawy'', ale np. przez ,,Kołysankę'', nie przez jakieś drewna, którym nie wyszła kariera w innej dziedzinie, ale np. przez Kingę Preis, Marcina Dorocińskiego, albo młodego Stuhra.
Jest co oglądać i kogo podziwiać.
Ale pewnie, stare kino - to stare kino:-) miło jest popatrzeć na tamtą utrwaloną rzeczywistość i zarazem jest to bolesne - po tych filmach widać, z czego nas tak naprawdę ograbiono podczas wojny i w latach późniejszych.