zwykle nie znoszę tekstów w stylu "film do mnie przemówił", ale cholera jasna - no przemówił! Monolog jednej babki, druga tylko lekko się uśmiecha, a ja oglądam zamiast zasnąć po 10 minutach.
W filmie powiedziane są dwie istotne, ale też myślę powszechnie (dla średnio rozgarniętej osoby) rzeczy - pierwsze to fakt, ciągłej gry, ciągłego bycia w jakiejś roli, często nam nieodpowiadającej, ale jakby wymaganej przez otoczenie. Chcemy się z tego wyrwać, ale jest ot niemożliwe, nawet milczenie staje się maską.
Druga kwestia, poniekąd związana z pierwszą, to macierzyństwo - bycie matką to jedna z ról społecznych, która wydaje się "naturalna", "oczywista", "wyczekiwana" przez każdą kobietę. Nie muszę dodawać, że tak nie jest ;), a staje się bezrefleksyjnie realizowanym schematem szkoła-studia-praca-dziecko-dom-kredyt czy jakoś tak.
Kto się wyłamuje, ten jest dziwakiem (teraz coraz rzadziej),jeśli tego mu nie brakuje, to społeczeństwo wmówi, że jednak mu brakuje, że tego chce tylko o tym jeszcze nie wie itd.