Cytując Wyborczą:
"Disney zastosował coś, co można uznać za analogowe wyprzedzenie techniki "motion capture": filmowano ruchy aktorów, które potem benedyktyńską pracą kadr za kadrem przerysowywano na klatki animacji."
;)
Chyba odwrotnie, ale ręki sobie nie dam uciąć. Wydaje mi się na klatki ze sfilmowanymi aktorami nakładano celuloid (przezroczystą folię używaną przy robieniu tradycyjnych animacji) z narysowanymi bajkowymi postaciami i całość ponownie fotografowano. I tak klatka po klatce, jak się robiło z resztą każdy film rysunkowy. Na pewno łączenie kreskówek z prawdziwymi aktorami nie było żadną nowością - młody Walt stosował ten trik już w początkach swojej pracy w branży, chyba jeszcze na długo zanim założył Studio. O ile pamiętam on właśnie pierwszy go zastosował tworząc serię krótkich filmików gdzie małą dziewczynkę otaczały bajkowe postacie.
Podobnie jak ty, też szukam odpowiedzi jak oni to zrobili ;)
Po prostu magia ;)
Zrobili to całkiem podobnie jak 40 lat wczesniej Alicję. Klatka po klatce kadru i rysunków. Z tym, że Alicja była czarno biała i amatorsko robiona przez Laugh-o-gram's Studio (pierwsza firma Walta). Bardzo żmudna robota, ale ekipa Disneya to mistrzowie.
Widziałem.Jestem pozytywnie zaskoczony. Chociaż nie jestem miłośnikiem musicali.Magia!!! Mimo upływu lat ten film zachwyca. Rewelacyjna Julie Andrews ,zasłużony Oscar.
Technika ta nazywa się symulacją komputerów (nie mylić z s. komputerową) czyli udawaniem, że się je ma.