Intensywne przeżycie. Nie wiem czy znajdzie się w historii kinematografii tak dewastujący portret małżeństwa, które stacza się w kompletny obłęd, zaczynając od żony, kończąc na mężu. Cassavetes sięgnął tak głęboko w problemy małżeństwa, że czasem aż brakuje tchu. Gena Rowlands, grająca żonę Mabel jest absolutnie przekonywująca w swojej roli, a Peter Falk jako agresywny małżonek Nick w drugiej połowie filmu jest istnym kłębkiem nerwów. Nie dla każdego kino, ale ci co będą chcieli na to spojrzeć nie powinni być zawiedzeni. Dla mnie arcydzieło.
to chyba jedna z najsmutniejszych historii jakie oglądałam, a ten temat jest moim ulubionym.
moment w którym się złamałam, to kiedy nick mówi do mabel po jej powrocie ze szpitala, że ma po prostu być sobą.
niesamowite, przerażające i przytłaczające - długo nie zapomnę o tym filmie
Zgadzam się! Ogladalem wczoraj i nadal jest pod wrazeniem. Celnie tworca trafił w problem panowania nad emocjami w zwiazku, ... pokazal jak łatwo zniszczyc "nawet całkiem dobrą milość"
Jednym z bardziej poruszających momentów w filmie jest scena kiedy Mabel zwraca się do swojego ojca słowami: "Will you stand up for me?".
Wszyscy czegoś od niej wymagali, wywierali presję, pouczali... ona szukała jakiegoś wsparcia ale nikt z najbliższych (może poza dziećmi) nie okazywał jej tego, mąż sam nie radził sobie ze swoim życiem i emocjami a powinien mieć dla niej więcej czasu. Może powinien uderzyć pięścią w stół i spędzić wreszcie trochę czasu z żoną jak obiecał zamiast być na każde zawołanie i dawać się wykorzystywać w robocie. Mabel to wrażliwa osoba, może nadwrażliwa i nadopiekuńcza ale wiele jest takich kobiet i jedne lepiej radzą sobie z codzienną presją a inne gorzej. Moim zdaniem zabrakło tutaj empatii ze strony osób najbliższych, Nick jako niedojrzały emocjonalnie mąż nie zawsze miał świadomość powagi sytuacji i bywał nadgorliwy w swoich działaniach (typ choleryka). W końcu rodzinna awantura, w ktorej uczestniczy teściowa doprowadza Mabel do takiego a nie innego stanu... przykro się na to wszystko patrzy... ile kobiet przez to przechodzi.
Zakończenie w filmie jest sprawą otwartą. Ja jestem pesymistą jeżeli chodzi o dalsze losy Mabel, jeżeli jej mąż nie zmieni swojego nastawienia, nie postara się kontrolować emocji i nie zrozumie przez co ona przechodzi i jakie wiążą się z tym emocje a co za tym idzie nie będzie dla niej wsparciem to wszystko wróci do punktu wyjścia (początek filmu).
Ja tez się skłaniam do pesymistycznej wersji zdarzeń po zakończeniu filmu, to na pozór pogodne zakończenie jest tylko małym przerywnikiem, takie dobre momenty zgody, wyrozumiałości w ich współżyciu zdarzały się też wczesniej, ale nie były punktem wyjścia do zrozumienia siebie i zmiany. Najgorsze jest to, że stan Mabel się ciągle pogłębiał. Po wyjściu ze szpitala wróciła trochę wyciszona, ale w domu relacje się nie zmieniły, więc ta mała poprawa na nic się zdała.
Smutne jest też to, ze nikt z jej dalszych bliskich nie reaguje, widzą agresję Nicka, ale wszyscy opuszczają wzrok, odwracają się, nawet oni sie mu podporządkowują, są skrępowni, bezradni w sytuacji, gdy powinni zwrócić uwagę Nickowi, spróbować porozmawiać z nim, wyjasnić, że to jego zachowanie było gł. przyczyną i choroby i jej postępowania.
Tylko, że dla niej nikt nie był wsparciem. Nie tylko mąż. Nie mozemy tu mówić o wspaciu czy miłości bezgranicznej jej dzieci, bo to ona powinna była być wsparciem dla dzieci nie odwrotnie. Tam było wszystko postawione na głowie. Mąż furiat, teściowa wrzaskliwa, ojciec i matka kompletnie nieczuli. Ta kobieta nie ma żadnych szans. Żadnych. I tu nie ma miejsca na optymizm.
Nick się nie zmieni. To typ nieokrzesanego dzikusa, a nie czułego męża.
Gena Rowlands perfekcyjnie oddała zachowanie kobiety cierpiącej na zab. psychiczne, ściślej - jeden z typów schizofrenii, o której nie chcę się tutaj rozpisywać szerzej. W czasie studiów widywałem pacjentki w podobnym stanie - choć trzeba przyznać, że znakomita aktorka w kilku scenach zaprezentowała obraz kliniczny tak nasilony, że praktyce zdarza się on wcale nieczęsto.
Stąd twierdzenia, że "dziwne" zachowanie kobiety wynikało z dewastacji małżeństwa i było reakcją na problemy komunikacji między nią a mężem wydają mi się mało przekonujące. Obraz tak dalece zaawansowanej dysocjacji osobowości i irracjonalności postępowania jest mocno patologiczny i nie wynika jedynie z małżeńskich nieporozumień, samotności czy negatywnego oddziaływania środowiska, lecz po prostu z poważnej dysfunkcji układu nerwowego, której terapia jest wciąż niezwykle trudna. Zapewne jednak takie było pragnienie interpretacyjne reżysera - w końcu niemal całe otoczenie jest ukazane w toksycznym świetle, a czasem wydaje się wręcz, jakby reżyser chciał powiedzieć: "ona jest bardzo wrażliwa, inni są de facto jeszcze bardziej dysfunkcyjni od niej". Reżyser popełnił tu jakiś błąd, przekaz filmu nie pokrywa się z rzeczywistym obrazem. A może po prostu improwizująca Rowlands okazała się zbyt dobra w grze swoistego obłędu :) Bądź też - obraz trzeba wziąć w spory nawias...