Trzeba obejrzeć film a potem szereg dokumentalnych filmów, żeby zdać sobie sprawę z czegoś
bardzo ważnego. Jej życie było wypełnione po brzegi bólem, i tym fizycznym, i tym psychicznym.
Kalectwo, cierpienie, operacje, przykucie do łóżka, niespełnione pragnienie macierzyństwa, niemoc
i świadomość śmierci. I to wszystko w jednym małym, wątłym ciele kobiecym. Oby nie życie nie
rzucało tyle kłód pod nogi co Fridzie.
Gdyby życie nie rzucało "kłód pod nogi" Fridy, nie byłoby wspaniałej artystki, niebanalnej twórczości, ergo inspiracji do powstania świetnego filmu. Koło się zamyka. Czasem warto (po)cierpieć, by...mieć powód do życia. ;)